29.03.2014

Perfumy, które aktualnie są moim nr 1!

Dzisiaj kilka słów o perfumach wspomnianych kilka postów wcześniej. Pewnie przyzwyczaiłyście się, że nie potrafię po prostu przejść do recenzji, ale muszę najpierw napisać kilka całkiem niepotrzebnych zdań :D Tak będzie i teraz.

Perfumy te znam od dawna, było mi dane poznać je dzięki pewnej przemiłej duszyczce (:*). Podeszłam do nich dość sceptycznie, wiedziałam, że są słodkie i mogą mi się spodobać, ale nie sądziłam, że aż tak! Mowa o zapachu J. Simpson Fancy.


Pod notką, gdzie miałyście okazję zgadnąć jaki to zapach, nie znalazłam właściwej odpowiedzi. Jak to możliwe, że żadna z Was nie zgadła nazwy tego cudeńka?! No nic, opiszę Wam go dzisiaj i same zdecydujecie czy warto poznać ten zapach czy jednak nie.

Nuty zapachowe:
nuta głowy: gruszka, morela, czerwona porzeczka
nuta serca: gardenia, jaśmin, migdał, karmel
nuta bazy: drzewo sandałowe, wanilia, ambra

Już po pierwszych nutach można wywnioskować, że ten zapach to typowy słodziak a ja jako maniaczka wszystkiego co słodkie, musiałam ten zapach poznać. Powiem Wam, że odlewka, którą miałam kiedyś nie miała takiej mocy jak zapach prosto z flakonu. Mój pierwszy flakonowy psik skwitowałam miną zakochanego kundla. Już wtedy wiedziałam, że ten zakup to była dobra decyzja, choć kliknęłam te perfumy prawie z zamkniętymi oczami, bojąc się, że będę żałować. Przyszła pora na kolejne testy. Pierwszy psik się nie liczył, bo wiedziałam, że towarzyszy mu pełno emocji. Przy kolejnych użyciach mogłam na spokojnie ocenić trwałość zapachu. I tak sobie testowałam i testowałam...

Przyznam szczerze, że owe perfumy nie zabijają trwałością. Zapach utrzymuje się na skórze ok. 4-5h. Wychodzę jednak z założenia, że nie można od tego typu perfum oczekiwać cudów. Rozumiem, że możemy czuć się zawiedzione, kiedy zapach za 200 czy 300zł znika z naszej skóry po tylu godzinach, ale Fancy to koszt ok. 90zł/100ml, więc nie jest tak źle. Wiadomo, że można znaleźć tańsze zapachy, ale od jakiegoś czasu drażni mnie w nich wysuwająca się na pierwszy plan nuta alkoholu i to czekanie aż ona zniknie. Przy tym zapachu tego problemu nie ma, bo piękny zapach unosi się od razu na naszej skórze.

Jest to zapach raczej ogoniasty, wyczuwalny dość mocno w otoczeniu, tak więc nie musicie się bać, że wydacie "stówę na perfumy" i nie będzie ich w ogóle na Was czuć. Dementuję tą plotkę! Ten zapach czuć bardzo dobrze na innej osobie. Przetestowałam to na własnej siostrze, więc mam informacje z pierwszej ręki :D

Co do samego zapachu, to pewnie każda z Was inaczej rozumuje słowo "słodkie". Inne słodkości lubimy, inaczej postrzegamy wiele zapachów, jednak jeśli łączy nas jedno - miłość do wanilii i karmelu, to śmiało możecie te perfumy brać w ciemno. Nie jest to jednak typowa wanilia spożywcza, pachnie bardziej elegancko. Zapach przełamuje nuta gruszki, w związku z czym nie mamy uczucia przesłodzenia. A przynajmniej ja nie mam.

Krótko mówiąc - jeśli szukacie przyjemnego, dziennego, słodkiego zapachu, nie do końca pachnącego jak olejek waniliowy do ciast, ale z wyczuwalną nutą eleganckiej wanilii - polecam go wypróbować :)

26.03.2014

Baza pod cienie, czy daje radę?

Dzisiaj biorę na tapetę kosmetyk, bez którego miłośniczka cieni do powiek nie może się obejść. Mowa oczywiście o bazie pod cienie. Jak wiadomo, taki kosmetyk potrafi nieźle przedłużyć trwałość cieni na powiekach, podbić kolor. Ale czy takie właśnie cuda robi z cieniami baza od Avon-u? Przeczytajcie :)


Co mnie podkusiło żeby zamówić tą bazę zamiast osławionej Artdeco którą miałam w planach? Namówiła mnie na zakup inna blogerka. Czy słusznie? Zaraz się dowiecie. Na początek zacznę może od tego, że to moja druga baza pod cienie w życiu, więc wielkiego porównania nie mam. Nie ukrywam, że skusiła mnie głównie cena (w promocji można dorwać ją już za 10zł w katalogu). Stwierdziłam, że za dyszkę nie mam co wybrzydzać i albo okaże się hitem albo niewypałem i nie będzie mi szkoda tych wydanych złotówek.


Owy kosmetyk zamknięty jest w dość ciężkim, szklanym słoiczku, który mieści zaledwie 3g produktu. To bardzo mało w porównaniu do innych baz, ale z drugiej strony mam pewność, że zdążę ją zużyć przed końcem ważności, bo przecież takich rzeczy nie nakładamy na powieki tonami, prawda? Można ją dorwać poprzez konsultantki Avon, których aktualnie jest na pęczki (co 5 moja znajoma jest konsultantką w tej firmie).


Jak widzicie na powyższym zdjęciu, baza ma dość ciemny beżowy kolor, który odrobinę odznacza się na mojej bladej cerze przed nałożeniem cieni. Ale zanim przejdę do tego co dalej, napomknę trochę o samym procesie jej nakładania. Otóż nakładam ją na powieki pędzelkiem firmy Trendy, bo palcami niestety nie da się jej precyzyjnie nałożyć, przez co nie wygląda estetycznie nawet jak już nałożymy cienie na powiekę.

Mam wrażenie, że ta baza zasycha na powiekach w sekundę po nałożeniu i jeśli od razu nie nałożymy jej precyzyjnie, to nie ma szans na jej poprawki. Nakładam dość cienką warstwę, jednak mimo to w wewnętrznych kącikach tworzy się dziwna skorupa, której nie są w stanie przykryć nawet cienie i nie wyglądają na tym czymś estetycznie. Nie daj Boże, wyjadę sobie przez przypadek pędzelkiem nieco wyżej niż planowałam nałożyć cień i tu zaczynają się schody...

Baza nie stapia się z naszą cerą, wygląda jak coś na kształt wystających suchych skórek w okolicach kącika oka. Uwierzcie - nie wygląda to pięknie. A przy próbach zmycia jej, wycieramy sobie od razu wszystkie pozostałe warstwy kosmetyków nałożonych na twarz, bo skubaniec nie chcę się tak łatwo zetrzeć.

Poniżej wrzucam skład dla zainteresowanych.


Dodam tylko, że baza jedynie w minimalnym stopniu podbija kolory cieni. Trzyma je za to w ryzach ok. 10h, co dla mnie jest świetnym wynikiem. Nie mogę jej jednak wybaczyć tego dziwnego rolowania, które zdarza mi się co drugi dzień. Gdyby nie to, byłby z niej całkiem fajny kosmetyk a tak, muszę jednak pokusić się o zakup bazy Artdeco. Avon wybacz, ale nie spisałeś się zbyt przy produkcji tej bazy, a szkoda...

Ocena: 2/5

A wy co o niej myślicie? A może macie jakieś godne polecenia kosmetyki firmy Avon? Akurat teraz często przeglądam katalog Avonu, więc może skuszę się na coś polecanego przez Was? :)

23.03.2014

Smakowity olejek do kąpieli od Farmony

Zacznę od tego, że od olejków i innych kosmetyków umilających kąpiele oczekuję niewiele więcej niż po prostu pięknego zapachu. Dzisiaj notka o jednym takim umilaczu. Mianowicie o olejku do kąpieli z serii Tutti Frutti od Farmony o zapachu wiśni i porzeczki.


Olejek znajduje się w półlitrowej plastikowej butelce z zamknięciem na klik. Plastik jest stosunkowo miękki, więc płyn dobrze się z niej wyciska. Nadruk na butelce jest w wersji foliowej, więc nic nam się nie ściera pod wpływem wody czy wilgoci.


Niedawno opisywałam Wam peeling do ciała z tej serii >>KLIK<< Okazał się strzałem w dziesiątkę i po cichu liczyłam, że z tym olejkiem będzie tak samo. Czy było? Otóż TAK! Olejek pachnie obłędnie. Kojarzycie zapach wiśniowego chupa chupsa? Ten olejek pachnie dokładnie tak samo tylko milion razy bardziej intensywnie! Po prostu uwielbiam go! Wprawdzie po wlaniu go do wody zapach staje się nieco mniej intensywny, ale nadal można powiedzieć, że daje po nozdrzach i nawet po wyjściu z kąpieli w całej łazience unosi się piękny wiśniowy zapach.


Jedyne do czego mogę się przyczepić, to konsystencja. Nie przypomina mi olejku. Jest trochę gęstsza niż olejek. To coś pomiędzy olejkiem a standardową konsystencją płynu do kąpieli. Mam nadzieję, że jesteście sobie w stanie to wyobrazić, bo kiepsko mi idzie opisywanie takich rzeczy :D

Plusem natomiast jest dostępność oraz cena. Ten kosmetyk znajdziemy w drogeriach Natura bądź Wispol i nie jest droższy niż 15zł. Pół litra kusząco pachnącego olejku za mniej niż 15zł. Toż to złoty interes :) Polecam wypróbować go każdej z Was lubiącej owocowe zapachy. Zakochacie się na pewno! Ja muszę upolować jeszcze inne wersje zapachowe, ale to dopiero jak zejdę nieco z zapasów kosmetycznych, bo mam tego stanowczo za dużo.

Ocena: 5/5!

19.03.2014

No gdzie ta paczka?! :)

Dzisiaj post o nieco przewrotnym tytule, ale wczorajszy dzień natchnął mnie do jego napisania u uzewnętrznienia się Wam. Otóż o co chodzi? Już mówię...


Chodzi o zamówienia internetowe. Nie wiem czy jestem jakaś inna, czy to normalne, ale gdy tylko zamówię coś przez internet, to wszystkie moje myśli skierowane są w stronę kuriera/poczty. Miałam tak wczoraj i nie tylko wczoraj. Otóż zamówiłam sobie kilka dni temu perfumy. Wiecie, perfumowa mania i te sprawy. Jak tylko kliknęłam je w perfumerii, to ciągle myślałam kiedy wreszcie do mnie przyjdą, kiedy przytulę do siebie tą paczuszkę. Jeśli według Was ten wstęp to objaw choroby, proponuję przerwać czytanie postu w tym miejscu :D


Co dziwne (choć nie wiem w sumie, czy blogerki kosmetyczne uznają to za aż tak bardzo dziwne), mam tak tylko z paczkami kosmetycznymi/perfumowymi. Ubrania mogą leżeć dniami i nocami nieodebrane na poczcie, ale kosmetyki muszę mieć w rękach jak najszybciej. Sama nie wiem czy to troska o nie, czy po prostu moja wrodzona niecierpliwość i chęć macania wszystkich kosmetyków, które tylko wpadną mi w ręce. Powiedźcie proszę, że Wy też tak macie, że nie jestem sama :) Wczorajsza paczka nie przeleżała w paczkomacie  nawet godziny. Dobrze, że odbiór mam blisko domu i kochanego Narzeczonego, który po ową paczkę mi pojechał. W sumie to nie miał wyjścia, dla własnego spokoju zgodził się po nią pojechać i tak stałam się posiadaczką zapachu o którym Wam jeszcze nie pisałam.


Nie są to perfumy The One Desire, to coś równie pięknego, słodkiego i hipnotyzującego. Ale o tym już niedługo... :) Ktoś wie co to za zapach? Specjalnie zmazałam nazwę z flakonu, żeby było trudniej.

Tymczasem dajcie znać w komentarzach, czy Was tez irytuje to oczekiwanie na paczkę. Po cichu mam nadzieję, że tak, bo przynajmniej wtedy jakoś sobie wytłumaczę moje zachowanie, ale ciiiii....

18.03.2014

Piosenka ostatniego tygodnia

Od ponad tygodnia słucham praktycznie w kółko jednej piosenki. Daje do myślenia, naprawdę. Dzięki niej nieco inaczej patrzę teraz na wiele spraw.


Do Dżemu mam słabość od dawna, znam na pamięć film "Skazany na Bluesa", sporo czytałam o historii Ryśka i byłam zła, że w zespole już go nie ma i to na dodatek trochę na własne życzenie. Długo przekonywałam się do nowego wokalisty - Maćka. Mimo, że teraźniejsze płyty (te bez Ryśka) nie podobają mi się aż tak jak te z nim, to słucham ich przekonując się do nich coraz bardziej z każdą nowo przesłuchaną piosenką. W ucho wpadła mi najbardziej ta piosenka. Jej tekst mówi wiele o życiu, nie są to jakieś dyrdymały, tylko sama prawda. Posłuchajcie same i powiedźcie, że to wszystko nie jest naprawdę szczere i prawdziwe?

...Nie oglądaj się wstecz...

Lecę słuchać dalej!

16.03.2014

Kolejny krem do rąk, kolejny krem Tołpy.

Dzisiaj na tapecie kolejny krem do rąk marki Tołpa jaki było mi dane używać. Tym razem jest to nawilżający krem-nektar do rąk o zapachu amarantusa. Wg producenta krem nadaje się do skóry wrażliwej i odwodnionej. A jak to jest w praktyce? Przeczytacie w dalszej części notki.


Krem ten zapakowany jest w miękką tubkę o pojemności 75ml z zamknięciem "zatrzaskowym". Teraz chyba już coraz mniej kremów ma standardowe - odkręcane zamknięcie. I dobrze, bo jest to postęp z korzyścią dla nas.



Krem ma lekko wodnistą/żelową konsystencję. Wchłania się natychmiastowo, nie pozostawiając tłustej warstwy na naszych dłoniach. Jeśli chodzi o zapach kremu, to być może jest on lekko kwiatowy, ale nie potrafię powiedzieć, czy pachnie amarantusem, niestety. Czuć w nim lekką ziołową nutkę zmieszaną ze zwykłym kremowym zapachem, tak więc nic szczególnego. Zapach nie jest również drażniący, słabo go czuć i bardzo krótko utrzymuje się na dłoniach.


Co do samego działania, to muszę przyznać, że tak naprawdę nie wiem co o nim sądzić. Na początku spisywał się świetnie, ale wraz z kolejnymi użyciami jego właściwości malały. Efekt nawilżenia/wygładzenia nie był już tak spektakularny jak na początku. Faktycznie, dłonie zaraz po użyciu stają się aksamitnie gładkie, ale im dłużej go używamy, tym ten efekt jest mniej wyczuwalny. Niestety o długotrwałym efekcie nawilżenia przy użyciu tego kremu nie mamy co marzyć. Nada się z pewnością do skóry dłoni, która nie potrzebuje nawilżenia a kremy do rąk są stosowane dla zapachu lub chwilowego uczucia gładkości lub do stosowania wyłącznie na dzień, kiedy chcemy, żeby krem szybko się wchłonął i nie pozostawiał tłustych plam na papierze, klawiaturze czy gdziekolwiek indziej.


Jeśli chodzi o cenę i dostępność tego kremu, to tutaj daję duży plus. Krem nie kosztuje więcej niż 15zł i można go dostać m.in. w Rossmannach. Wydajność kremu jest również bardzo dobra, wystarczy kropelka na nasmarowanie obu dłoni. Mi wystarczył jednak na krótko, ale to tylko dlatego, że namiętnie smarowałam nim dłonie mając nadzieję, że to nawilżenie będzie większe przy częstszym stosowaniu.


Podaję skład, gdybyście nie dojrzały go na zdjęciu powyżej:
Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Hydroxyethyl Urea, Glyceryl Stearate Citrare, Peat Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Acrylates/C10-C30 Alkyl Acrylate Copolymer, Amaranthus Caudatus Seed Extract, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide, Parfum, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Chlorphenesin.

Ocena: 3/5

Miałyście ten krem w swoich zbiorach? Jeśli tak, to dajcie znać co o nim sądzicie :) Jeśli nie, to wypróbujcie, a nuż Wam się spodoba bardziej niż mnie.

13.03.2014

Powrót perfumoholiczki :D

Dzisiaj post bardziej prywatny/lifestylowy, ale od kosmetyków nie odbiegający, bo o perfumach dziś będzie mowa. Pewnie już wiecie, że na punkcie pięknych zapachów mam totalnego bzika. Jeszcze nie tak dawno miałam cała półkę wypełnioną różnymi flakonami, próbkami czy odlewkami perfum. Potem przyszedł czas na pozbycie się tych mało używanych i zostałam z 5 flaszkami. Kilka z tych zapachów już opisywałam na blogu, kolejne opiszę za jakiś czas, mam nadzieję, że lubicie czytać moje perfumowe posty (?).

No nic, dochodząc do sedna sprawy, to znów włączyło mi się perfumowe chciejstwo. Zaczęło się od niewinnego wejścia do Douglasa. Spodobał mi się flakonik, sięgnęłam po niego, psiknęłam na nadgarstek i co? No właśnie - przez pierwszych kilka chwil NIC, ot taki sobie zwyklaczek. Dopiero po ok. 15minutach od aplikacji zaczął uwalniać swoją nieziemsko piękną moc i wtedy zapragnęłam flaszki. A o jakim zapachu mowa? Mowa o Dolce & Gabbana The One Desire.


Tak więc proces zbieractwa rozpoczęty, trzymajcie kciuki, żebym mogła się Wam za niedługo pochwalić swoim własnym osobistym flakonem tych perfum :) A w komentarzach dajcie znać czy podzielacie mojego bzika czy też nie. No i oczywiście jakie są Wasze ulubione zapachy :)

11.03.2014

Krem intensywnie nawilżający do twarzy marki Floslek

Dzisiaj kilka a nawet kilkadziesiąt słów na temat używanego przeze mnie w ostatnim czasie kremu do twarzy - intensywnie nawilżającego z serii Happy per Aqua. marki Flos-lek. Krem ten nie ukrywam, dostałam w ramach współpracy, ale od dawna chciałam wypróbować kosmetyki tej marki, więc od razu zabrałam się do testów.


Krem zamknięty jest w 50ml odkręcanym, prostym słoiczku. Słoiczek nie jest sztucznie powiększony, krem nie kończy się nam w połowie wysokości opakowania. To cieszy, ponieważ nasza wyobraźnia nie musi działać w złą stronę i myśląc, że mamy jeszcze pół słoiczka, tak naprawdę kończy się on nam kilka dni później.


Pierwszą kwestią, którą bardzo cenię w tego typu kosmetykach jest to, że krem był zapakowany w tekturowe pudełko, którego nie ma na zdjęciach. Dodatkowo, słoiczek od góry zabezpieczony był folią. Duży plus dla firmy!


Krem ma za zadanie nawilżać naszą skórę. Co prawda jest przeznaczony do cery normalnej a ja posiadam mieszaną w kierunku tłustej, ale ani trochę mi to nie przeszkadza w jego użytkowaniu. Używam go raz dziennie - na noc. Pod makijaż wolę jednak coś mniej tłustego i wchłaniającego się błyskawicznie. Ten krem świetnie nadaje się jako nawilżacz dla mojej cery.


Zdjęcie nie oddaje jego konsystencji prawie wcale, przypomina mi ona budyń. Dodatkowo jest on bardzo wydajny, wystarczy malutka ilość na pokrycie całej twarzy. Ma mocny, odrobinę drażniący zapach, nie przypomina standardowego zapachu kremów. Czuć w nim coś ziołowego a zarazem chemicznego, sama nie wiem jak to opisać.


Krem dzięki swojej konsystencji dość szybko się wchłania, pozostawia na skórze lekki filtr, który szybko znika. Działanie tego kremu oceniam na bardzo dobre. Będę go używać dalej a kiedy skończy mi się ten słoiczek - pobiegnę po następny. Nie ma to jak dobry nawilżacz za niską cenę. Uważam jednak, że do cery normalnej w kierunku suchej nie będzie się nadawał. Moja cera potrzebuje mniejszego nawilżenia i krem sobie bardzo dobrze z nią radzi, ale może polec przy cerze potrzebującej większego nawilżenia.

Krem nie zapycha a jak już wiecie, mam do tego skłonności. Dodatkowo skóra po użyciu jest jedwabiście gładka, o czym mówi nam sam producent. Dostępność tego kosmetyku jest również na plus. Możemy go znaleźć m.in. w drogeriach Rossmann. Minusem jest to, że nie poprawia on kolorytu cery a producent nam to obiecuje - dlatego o tym wspominam. Cena to ok. 18zł/50ml.

Skład:
Aqua, Propylene Glycol, Arachidyl Alcohol, Behenyl Alcohol, Arachidyl Glucoside, Ethylhexyl Stearate, Butylene Glycol, Laminaria Hyperborea Extract, Glycerin, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum, Dimethicone, Caprylic/Capric Triglyceride, Butyrospermum Parkii Butter, Rosa Canina Fruit Oil, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Panthenol, Phenoxyethanol, Cetearyl Alcohol, Enteromorpha Compressa Extract, Triethanolamine, Carbomer, Tocopheryl Acetate, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Allantoin, Ethylhexylglycerin, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Parfum, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Disodium EDTA, Alpha- Isomethyl Ionone.

Ocena: 4/5

A Wy używałyście tego kremu? Dajcie znać koniecznie jak spisał się u Was lub czy zachęciłam Was do wypróbowania go na własnej skórze :)

P.S. Wybaczcie jakość tych zdjęć, ostatnio aparat nie chce ze mną w ogóle współpracować. Najwyższy czas go zmienić...

9.03.2014

Metamorfozy blogowe wykonane przeze mnie w ostatnim czasie...

Dzisiaj kolejna notka z serii tych chwalipiętowych. Chcę pokazać Wam moje ostatnie blogowe prace. Zgłoszeń o zmianę wyglądu bloga dostaję coraz więcej i będę chyba musiała spisać sobie jakiś krótki regulamin, bo nie obyło się ostatnio bez kilku nieprzyjemności, ale nie będę się w to wgłębiać tutaj.
Zapraszam do oglądania :) Każde zdjęcie po kliknięciu przeniesie Was na dany blog.Niestety nie mam screenów wcześniejszych wyglądów, więc musicie zadowolić się wyłącznie teraźniejszymi.

Zmiana nr 1.
http://elpiss87.blogspot.com/



Zmiana nr 2.
http://puderniczka00.blogspot.com/



Zmiana nr 3.
http://cytruska87.blogspot.com/


Który szablon podoba Wam się najbardziej? :)

3.03.2014

Krótko i zwięźle czyli kilka słów o akcesoriach kosmetycznych marki Trendy

Wiem, że ostatnio mnie tu bardzo mało, ale ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że po 8h pracy pasowałoby naskrobać notkę na bloga i zrobić milion innych rzeczy. Jednak pół roku bezrobocia zrobiło swoje i wracając z pracy jestem padnięta i nie mam siły wykrzesać z siebie kilku porządnych zdań do notki. A dzisiaj na dodatek pracowałam prawie 13h, żyć nie umierać... Będę się jednak mimo to starała sukcesywnie dodawać dla Was notki, ale pewnie już nie tak często jak do tej pory. Ograniczę się do 2-3 wpisów w tygodniu. Mam nadzieję, że wybaczycie.

Przechodząc jednak do rzeczy, dzisiaj na tapecie akcesoria kosmetyczne marki Trendy a dokładnie szklany pilnik do paznokci oraz pęseta.


Pęseta jest matowa z widocznym wytłoczeniem, dzięki któremu trzyma nam się w dłoniach. Nie będę się nad nią długo rozwodzić, bo raczej nie ma nad czym. Pęseta kiepsko spełnia swoje zadanie. Owszem, dobrze wyrywa dłuższe włoski, ale z tymi krótkimi nie radzi sobie wcale. A przecież nie będę czekać tydzień, żeby móc ponownie wyrwać sobie wszystkie nadprogramowe włoski prawda? :)

Pilnik szklany też fenomenem nie jest. Posiada opakowanie, gdzie możemy go wsunąć i nie martwić się, że przypiłujemy sobie coś niechcący w torebce, ale nie lubię go używać, bo część ścierająca jest jednak bardzo chropowata i mam wrażenie, że podczas piłowania tylko zadzieram sobie dodatkowo paznokcie niż je ładnie kształtuję. Plusem jest to, że ta część jest z obu stron a nie tylko z jednej jak w większości szklanych pilników. Cóż więcej o pilniku pisać można? Nie spisuje się w swojej roli zbyt dobrze, niestety.

Wspólnymi cechami tych dwóch rzeczy są: cena i dostępność. O ile ta pierwsza to duży plus, bo akcesoria nie kosztują więcej niż 10zł, o tyle druga już takim plusem nie jest. Ogólnie kosmetyki/akcesoria Trendy czy Softer są kiepsko dostępne. Mam jednak nadzieję, że firma coś z tym robi, bo jest wśród tych kosmetyków wiele perełek. Jak widać "bubelki" również się trafiają, ale bardzo rzadko, uwierzcie :)

Za jakiś czas pokażę Wam pędzle tej firmy jakich przyszło mi używać, może opinia będzie lepsza, kto wie. A tymczasem piszcie w komentarzach, czy posiadacie jakieś akcesoria firmy Trendy? Może jest coś, co możecie mi polecić? Dajcie znać.

A ja wracam do pracy...